
Jak twierdzą sąsiedzi bloku, problemy stwarza część mieszkańców środkowej części dobudowanej pomiędzy dwoma starymi blokami, gdzie miasto przed laty wyznaczyło mieszkania socjalne. Fot. Artur Getler
DĘBICA. Feralny blok przy Mościckiego.
Po naszej czwartkowej publikacji (28.01.) pt. „Chcieli wyrzucić kobietę przez okno” dotyczącej dwukrotnych brutalnych rabunków, do jakich doszło w jednym z bloków przy ul. Mościckiego, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony.
Skontaktowali się z nami mieszkańcy ul. Mościckiego, którzy skarżyli się na gehennę, jaką w ich życie wnosi feralny blok. – Ten jeden blok psuje opinię całej ulicy – mówią zrozpaczeni. – Od lat władze miasta nie zrobiły nic z problemem. A to tylko ten jeden blok jest źródłem problemów całej ulicy.
Na sąsiedztwo „bloku cudów”, jak wielu nazywa budynek, w którym znajdują się mieszkania socjalne, narzekają praktycznie wszyscy. – To, że mamy takich sąsiadów psuje opinie wszystkim mieszkańcom ulicy – mówią sąsiedzi feralnego bloku. – Sam adres zamieszkania sprawia, że mamy trudności ze znalezieniem pracy. Na Mościckiego nie chcę przyjeżdżać taksówki. Wstydzimy się zapraszać rodzinę czy znajomych.
Mieszkańcy, prosząc o anonimowość, skarżyli się, że kłopoty są tylko z jednym blokiem – trzypiętrową przybudówką łączącą dwa stare bloki. Problem nie dotyczy wszystkich mieszkańców, jednak część z nich regularnie wpada w konflikt z prawem, ponadto sprowadzają na osiedle podejrzane towarzystwo.
- Zwyczajnie boimy się o życie i zdrowie – mówi jedna z kobiet, która zadzwoniła do redakcji. – Mieszkamy tuż obok fatalnych sąsiadów, ale w naszych domach nie ma patologii, alkoholizmu, przestępczości. Martwi nas to, że w takim otoczeniu muszą żyć nasze dzieci, które uczą się i chcą studiują.
Według uzyskanych przez nas informacji, po sąsiedzku „bloku cudów” panuje spokój. Mieszkają tam osoby niemający problemów ani z prawem, ani z opieką społeczną. W samym „blok cudów” też mieszkają normalni ludzie, którzy mieli pecha do fatalnych sąsiadów
Mieszkańcy zapowiadają, że w sprawie kłopotliwego sąsiedztwa będą interweniować u władz miasta.
Artur Getler